Przychodzi taki moment, w którym zapada decyzja: biorę się za siebie. Zazwyczaj termin egzekucji na dotychczasowym życiu rozpustnika przypada na najbliższy poniedziałek. Poniedziałek nadal jawi się jako kraina motywacją i samodyscypliną płynąca. Ale przed poniedziałkiem jest jeszcze niedziela a wraz z nią święto tzw. ostania wieczerza.
Pofolgowanie dzień czy dwa przed ,,Wielką Zmianą” ma nawet dobre wsparcie logiczne bo opróżnienie szafki ze słodyczami wydaje się być przemyślanym działaniem strategicznym. I tak nakarmieni miksem węglowodanów i wyrzutów sumienia rozpoczynamy akcję pt. Nowa/Nowy ja.
Zmotywowani jak nigdy od poniedziałku wywracacie dotychczasowe odżywianie i życie do góry nogami. Wykluczacie wszystkie produkty, które jecie od 15 lat, wciskacie w siebie na siłę ryż, sałatę, owsianki, pankejki oraz ćwiczycie codziennie.
Ambitniejsi odpalają kompa i nie myśląc za dużo wchodzą na forum dla kulturystów, żeby zapoznać się z topowymi suplementami, następnie pobierają gratisową dietę dla biegacza, która była dołączona do planu treningowego pod maraton. Efekt jest taki, że po paru dniach, max tygodniach odpuszczacie i czekacie na podjęcie kolejnej próby.
WNIOSEK
Nie planujcie wielkiej zmiany od poniedziałku, nie zmieniajcie wszystkiego na raz. Nie skupiajcie się na zakazach bo wtedy wizja odchudzania przybiera szare barwy. Zamiast „diet cud” skupcie się na budowaniu zdrowych nawyków i pomyślcie jak prowadzić zdrowszy tryb życia. Traktujcie odchudzanie jako proces.
Lepiej zacząć dziś od prostej zmiany – np. przygotujcie sobie zdrowe śniadanie, jedzcie więcej warzyw, unikajcie przetworzonej żywności, idźcie na spacer, nie parkujcie auta w klatce schodowej tylko trochę dalej, wyśpijcie się zamiast siedzieć do późna przez telewizorem. Najlepsza dieta to taka, którą jesteście w stanie utrzymać.
Zacznijcie od małych kroków zamiast od wielkich obietnic, których nie da się spełnić.